Witam!
Aktualnie jestem za Oceanem i Foczkę zostawiłem małżonce, częściową-męską opiekę nad autem sprawuje mój wujas.
Oczywiście wszystkie złe rzeczy muszą się dziać jak mnie nie ma w domu, więc w środę dwa razy podczas jazdy na trasie Zielona Góra - Szczecin - Zielona Góra na zakrętach zapaliła się kontrolka check engine. Poza tym żadnych innych objawów nie było, żadnego szarpania, przymulania, itp. Tak wyglądała relacja wujasa, który był kierowcą.
W czwartek nic się nie działo, a w piątek znowu na jednym z zakrętów kontrolka mrugnęła.
Powiedziałem żonie, żeby pierwsze co to wzięła odłączyła aku na jakieś 5-10 minut, żeby zresetować kompa. Jak nie to będzie musiała się kopsnąć na diagnostykę kompa.
Czy ktoś miał taki przypadek?
Jakieś sugestie? (oprócz tego, żeby nie zostawiać nikomu więcej Foki
- pewnie tęskni)